Wyjazd służbowy. Rozmawiamy w trasie z koleżanką. Debatujemy nad tym, czy się wyspałyśmy. Wychodzi nam na to, że ja średnio, a koleżanka trochę gorzej, bo pracowała do późna.
– A jak już wreszcie się położyłam, to zaczęły mi przychodzić do głowy różne dziwne myśli – powiedziała.
– Serio? – upiłam łyk coraz mniej ciepłej kawy, zakupionej podczas postoju na stacji benzynowej. – Na przykład?
– Na przykład o tym, że pani w szkole Hani kazała kupić wyłącznie białe gumki do ścierania. A ja już kupiłam zestaw czterech kolorowych kwiatków.
– A co panią obchodzą gumki do ścierania?
– No właśnie, nie? To postanowiłam, że nie będę o tym myśleć – koleżanka też się napiła swojej kawy. – A potem sobie przypomniałam, że ostatnio coś mi stukało w samochodzie i że powinnam podjechać do mechanika – pokiwałam współczująco głową. – No to o tym też nie chciałam myśleć. I tak po kolei, jeszcze kilka rzeczy się przewijało.
Podekscytowałam się. To, co słyszałam, bardzo mi się spodobało.
– I tak sobie zmieniałaś myśli? – zapytałam całkiem przejęta.
– Tak, decydowałam że jednak nie chcę o nich myśleć.
– I je zmieniałaś jak kanały pilotem w telewizorze?
– A wiesz, że tak! Dokładnie tak!
Tutaj wpadłam w zachwyt i niezwłocznie wyjaśniłam mojej koleżance, dlaczego. Wam też powiem: bo to jest wspaniała umiejętność, widzieć swoje myśli z boku. Umieć podjąć decyzję, czy jest się w odpowiednim nastroju do zajęcia się nimi, czy one są w ogóle na tyle ważne, by poświęcić im czas.
Warto sobie co jakiś czas przypominać, że:
- Nie jesteś swoimi myślami.
- Myśli mogą się zmieniać.
- Myśli to nie fakty.
- Myśli to nie uczucia.
- Myśli nie muszą być prawdą.
One są naszą wersją rzeczywistości.
Umiejętność obserwowania swoich myśli to potężne narzędzie, dzięki któremu można uniknąć wpadania w bezdenną otchłań rozpamiętywania, zamartwiania się czy snucia katastrofalnych wizji przyszłości.
Uwaga, taka selekcja nie oznacza, że wszystkie trudne i nieprzyjemne myśli zamiatamy pod dywan, bo może to być prosta droga do komplikacji zdrowotnych nie tylko na duszy, ale i na ciele. Po prostu dzięki tej umiejętności wyboru możemy mieć większy wpływ, na to, co się dzieje w naszej głowie, jakie uczucia to w nas wywołuje i jak się dzięki temu czujemy.
Brzmi nieprawdopodobnie? Zacznij od identyfikowania myśli, a następnie spróbuj oddzielić je od emocji. Dla naszego mózgu emocje, które odczuwamy na skutek przeżyć oraz emocje, które się rodzą w naszej głowie jako następstwo myśli, są tak samo prawdziwe. To znaczy, że możemy potęgować lęk, stres i inne szkodliwe odczucia, myśląc o nich i o rzeczach z nimi związanych.
Spróbuj teraz określić, o czym myślisz. Czy to jest temat, który Ci służy? Jeśli nie, to może uda Ci się wybrać coś lepszego dla siebie. Jest duża szansa, że dzięki temu zyskasz sporo wewnętrznego spokoju 🙂
A często myśli mają to do siebie, że bledną, gdy się nimi nie zajmujemy.
Jeżeli natomiast coś uporczywie wraca, to może być sygnałem, że trzeba się taką myślą świadomie i w skupieniu zająć. To jednak jest temat na zupełnie inną okazję 🙂
Zanim powstał ten wpis, upewniłam się, że moja koleżanka, pomimo anonimowości i zmiany imienia dziecka będzie się czuła komfortowo z faktem, że przytoczę fragmenty naszej rozmowy. Potwierdziła, dlatego z czystym sumieniem publikuję. Koleżanka nie czyta mojego bloga, ale prześlę jej link do tego wpisu z podziękowaniem za inspirację.
Korzystam z okazji i ją oraz Was pozdrawiam,
A.







Dodaj odpowiedź do katasza Anuluj pisanie odpowiedzi