Od jakiegoś czasu próbujemy z kotami (to znaczy, ja szykuję, one jedzą) diety BARF, czyli diety opartej na surowym mięsie. Głównie dlatego, że kocia karma przestała wchodzić tak dobrze, jak kiedyś.
Po ostatniej wizycie opiekunki, która miała miejsce podczas mojego niedawnego wyjazdu służbowego oraz przeprowadzonej przez nią rutynowej inspekcji kuwet, dostałam zalecenie: więcej warzyw! I krótka lista: batat, dynia, korzeń pietruszki.
Pomyślałam: okej. Bataty akurat czekały sobie grzecznie w drewnianej misie na lodówce. Obrałam, pokroiłam w kosteczkę, ugotowałam na miękko. Zaczęły się eksperymenty. Wszystkie raczej nieudane.
Trudno, świetnie. Dyni jeszcze nie widziałam w moim warzywniaku, ale była pietruszka! Wybrałam duży korzeń. I znowu powtórka z rozrywki: obrałam, pokroiłam w kosteczkę, ugotowałam na miękko.
Trzy próby skończyły się fiaskiem. Pietruszka widocznie nie jest odpowiednio wykwintna dla moich tygrysów.
A teraz stoję nad kuchennym blatem i dojadam jej resztki z garnka. W sumie to zdrowe warzywo. I fajnie smakuje, chociaż z wody i bez soli (hm… a kiedyś zrobiłam pieczone pietruszki z miodem i ziołami, muszę to kiedyś powtórzyć). Nie znają się te koty.
Chyba jednak trzeba poszukać tej dyni.
Czy ktoś karmi domowe futrzaki BARFem i mógłby polecić mi jakieś fajne warzywa?
Pozdrawiam,
A.
PS Biały kot z internetu jako symbol korzenia pietruszki 🙂








Dodaj odpowiedź do PKanalia Anuluj pisanie odpowiedzi