Pojęcie przestrzeni osobistej jest im kompletnie obce.
Zwłaszcza Lunie. Miała sześć miesięcy, kiedy zamieszkała u mnie. „Mam strasznie dużo kotów i nie mogę w kółko głaskać jednego” – powiedziała poprzednia opiekunka. Po pierwszych dniach niepewności, obaw (ja) i chowania się (Luna) sytuacja uległa stabilizacji, kot zaczął normalnie funkcjonować, a do mnie dotarło, o co tamtej pani chodziło. Przylepa, lubiła być przy mnie, przytulać się i patrzeć, co robię. I tak sobie ten mój piesokot (czy kotopies) rósł, rozwijał się, ale głównie fizycznie, bo psychicznie mam poczucie, że jest dalej kociakiem, który musi dużo biegać, hasać, skakać i ma mnóstwo energii. Jak była mała, to bawiła się do upadłego, najchętniej wędką (ze mną na drugim końcu). Ze zmęczenia i zdyszania zaczynała kasłać, ale to jej nie powstrzymywało. Musiałam po prostu chować wędkę i kończyć zabawę, co nie zawsze spotykało się ze zrozumieniem ze strony Luny.
Teraz ma już prawie pięć lat. Szybko znalazła wspólny język z Iluzją, która ma teraz coś około roku, głównie w obszarze wzajemnych naprzemiennych gonitw. I jest jeszcze Brownie, dwa lata z ogonkiem, kotka lekko bojaźliwa, ale bardzo uczuciowa. Młodziaki wprowadziły się w listopadzie.
Luna jest kolorowa, z dłuższym włosem i imponującym, pierzastym ogonem. Młodziaki czarne, przy czym Iluzja ma jakieś siedemnaście białych włosków na klacie, a odcień futerka Brownie momentami wpada w kolor gorzkiej czekolady.
Lunie zupełnie obce jest pojęcie przestrzeni osobistej. Chodzi oczywiście o moją przestrzeń, bo swojej broni jak niepodległości, jeśli próbuję ją zakłócić w niepożądanym przez nią momencie.
No i zrobił się wpis o kotach, a chciałam tylko pomarudzić, że zwłaszcza przy wysokich, letnich temperaturach okłady z futra Luny nie są najlepszym pomysłem, a ona nie daje sobie tego wyperswadować.
Leżę na brzuchu na łóżku, pod brodą mam zwiniętą poduszkę, a przed sobą laptopa. Pozycja zapewne niezdrowa, ale do pisania idealna. Na wystający skrawek poduszki co chwila ładuje się kot. Kiedy ją odsuwam, wraca momentalnie. Rozkłada się na dostępnym kawałku poduszki i na moich rękach w taki sposób, że przygniata mi obydwa nadgarstki. Mruczy i jest zadowolona.
Pewnie lepiej byłoby pisać przy biurku, ale to może następnym razem. Zresztą, koty też tam włażą.
A w ogóle to mam wyrzuty sumienia, jak się tak od Luny oganiam. W końcu ona ma potrzebę bycia ze mną, przytulenia się, co jako człowiek rozumiem. Kiedyś będę za tym tęsknić. No ale teraz nie widzę ekranu, bo mi go skutecznie zasłania. Mimo to jakoś probuję znaleźć kompromis. Piszemy razem 🙂
Miłego wieczoru,
A.








Dodaj odpowiedź do Agnieszka Anuluj pisanie odpowiedzi